Przez 4 dni pokonali pieszo ponad 100 kilometrów. Kapryśna pogoda i trudy pieszej wędrówki nie były dla nich żadną przeszkodą. Siłę na kolejne dni marszu czerpali z wiary, modlitwy i wspólnoty.
– W tym roku zdecydowałam się pójść po raz pierwszy, ale już teraz wiem, że na pewno nie ostatni – opowiada 16-letnia Emilia. – Oczywiście jest to spory wysiłek, nie zawsze było łatwo, ale w czasie pielgrzymki nie to jest najważniejsze. Czułam się tu bardzo dobrze. Był to czas, który pozwolił mi rozwinąć się duchowo. Podczas wspólnej drogi panowała bardzo przyjazna i radosna atmosfera - wspomina.
Wśród pątników nie zabrakło także nieco starszych weteranów. Pani Stanisława z Czerwionki z rybnicką grupą pielgrzymuje 18 raz. – Dla mnie jest to pewnego rodzaju tradycja. Zanim wyszłam za mąż mieszkałam w diecezji kieleckiej i tam także brałam udział w pielgrzymkach. Gdy zamieszkałam na Śląsku nie wyobrażałam sobie, aby raz do roku nie udać się pieszo na Jasną Górę. Za każdym razem jest to dla mnie niezapomniany czas. To bardzo piękne rekolekcje w drodze, które można polecić każdemu – przyznaje.
Ostatni dzień marszu nie był dla pątników łaskawy. Niebo zasłaniały gęste, szare chmury, z których co jakiś czas padał drobny, ale uciążliwy deszcz. Gdy kolejne grupy docierały na miejsce ostatniego postoju, które znajdowało się przy jednej z bardziej ruchliwych częstochowskich dróg, większość pątników miała na sobie granatowe i oliwko-zielone peleryny przeciwdeszczowe. Na ich tle chusty o jaskrawych kolorach, które oznaczały przynależność do danej grupy, widoczne były bardzo dobrze. Pomimo deszczowej aury uśmiechy nie znikały z ich twarzy. Radosne piosenki słychać było już z daleka, a wesoła atmosfera znakomicie kontrastowała z nieprzyjemną pogodą.
Gdy wszystkie grupy dotarły już pod mury jasnogórskiego klasztoru, o godz. 15 rozpoczęła się uroczysta Msza św. Przewodniczył jej i kazanie wygłosił bp Marek Szkudło. W swoim słowie pochylił się nad zagadnieniem powrotów, rozważając ich doczesne oraz duchowe znaczenie. Jako pierwszą przywołał ewangeliczną scenę podróży Maryi, która po zwiastowaniu udała się do swojej krewnej Elżbiety. – Maryja też wróciła do domu, słyszeliśmy o tym przed chwilą w Ewangelii: "Maryja pozostała u niej około trzech miesięcy; potem wróciła do domu” Maryja wróciła do domu i wy niebawem wrócicie, tyle że cudowność tego miejsca, w którym jesteśmy, sprawia, że można o nim powiedzieć: jestem w domu – zaznaczył.
Zwrócił także uwagę na to, w jaki sposób i w jakich kontekstach w Piśmie Świętym występuje słowo "powrót”. Zauważył, że Jezus, mówiąc o swojej relacji z Ojcem, nieustannie podkreśla, że do Niego wraca. Chrystus obiecuje także swoim uczniom, że po śmierci, zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu On sam również powróci na ziemię.
Bartłomiej Dobrzański
Więcej: katowice.gosc.pl
Galeria zdjęć